Architektoniczne detale i coś jeszcze... Wielkanoc na Warmii

Kamienica przy ul. Mickiewicza
Filar i balkon kamienicy przy pl. Konsulatu Polskiego, siedziba Towarzystwa Miłośników Olsztyna
Stary Ratusz, Stare Miasto, niegdyś pałac ślubów, dziś biblioteka z zegarem słonecznym
Stare Miasto, ozdoba na budynku Domu Rzemiosła - baranek to symbol Warmii
Stary Ratusz od strony południowej
Fasada kamienicy staromiejskiej
Mur z mozaiką przy ulicy Kopernika
Miał być konkurs fotograficzny, ale raczej mało zagląda tu czytelników ze stolicy Warmii i Mazur. Może innym razem. 
Olsztyn w detalu. Już marzy mi się taki album w formacie A3. I sam się zdziwiłem, jak wiele mam zdjęć tego typu. Chyba zbyt często podnoszę głowę do góry. 
I wszystkiego świątecznego, niech jajek nie zabraknie. Te za szybą olsztyńskiej Cepelii. Tak tak, te sklepy jeszcze istnieją. Ostatnio wydałem tu grube pieniądze na prezenty dla bliskich. Chyba jestem trendy.
Sto lat temu Wielkanoc na Warmii zaczynano świętować od kąpieli. Miała ona przynieść urodę i dobre zdrowie. Kobiety myły twarz i nogi, mężczyźni po wyjściu z wody wołali: "Żur do lasu, mnięso do wsi", co miało oznaczać koniec Wielkiego Postu. Dla starszych przynoszono wodę w kwartach do domu. Na Warmii do 1945 roku nie było zwyczaju święcenia potraw. Do kościoła chodziło się, by święcić wodę i ogień. Ważnym elementem pierwszego dnia świąt była msza rezurekcyjna, najczęściej o piątej rano. Mieszkańcy idąc do kościoła głośno śpiewali, a dobosz bębniąc w kocioł budził tych, którzy mogli jeszcze spać lub guzdrać się w izbach. Jaja malowano barwnikami naturalnymi, odwarami z łupin cebuli (brąz), szyszek olchy (czerń) i świeżych pędów żyta (zieleń). Śniadanie było skromne: chleb z twarogiem, jajka i ciasta. Po rodzinnym posiłku dzieci wybiegały do ogrodu w poszukiwaniu prezentów od zajączka. Na obiad podawano gęsty ryż podlany gorącym masłem, jaja na twardo i suszone śliwki gotowane w cukrze. Potrawy mięsne na stołach pojawiały się dopiero na kolację.
W Wielkanocny poniedziałek warmińscy chłopcy smagali dziewczęta kadykiem (jałowcem) po łydkach. Rodziny spędzały czas przy suto zastawionym stole, odwiedzano krewnych.