Dzień ósmy

Krużganki w Stoczku Klasztornym.
Jesteśmy na Starym Mieście, koło starego, historycznego Ratusza. Przed nami w środku północno-wschodniej ściany Rynku stoi gmach, w którym u schyłku ubiegłego wieku mieścił się sklep kolonialny kupca Wojthalera. Słynął nie tylko z tego, że był bogato zaopatrzony we wciórko, co tło dusza zapragnie ale przede wszystkim z tego, że posiadał najlepszą tubakę do zażywania. Toteż w dni targowe, wtorki i piątki, było tam rojno i gwarno, gdyż wszystkie zażywoki z bliższych i dalszych wiosek z okolic Olsztyna tylko u niego w ten cenny dla siebie proszek się zaopatrywali. Pewnego razu pamiętam komisja sanitarna stwierdziła w tabace Wojtka (tak Warmiacy popularnie go nazywali) zbyt wielką ilość tartego szkła, które miało wzmagać jej ostrość. Uznając ją za szkodliwą dla nosa, zarządziła konfiskatę i nakazała cały zapas, w ilości kilku cetnarów, zakopać. „Gazeta Olsztyńska" opisując ten niecodzienny wypadek oświadczyła ironicznie, iż władze pruskie tak troskliwą opieką otaczają jedynie nosy polskich Warmiaków. Po tę pokrzepkę nosową chodziłem i ja często do Wojtka, z początku dla mojego mistrza krawieckiego, u którego terminowałem, a później, gdym się tym nałogiem zaraził i dla własnej konsumpcji. Alojzy Śliwa, Spacerkiem po Olsztynie, Pojezierze, Olsztyn 1970.