Chodzą jeziorami ludzie - spacer z Komedą w tle

Pozwoliłem sobie nawiązać do piosenki Wolnej Grupy Bukowiny, bo, po pierwsze lubię ją bardzo, po drugie uwielbiam stąpanie po zamarzniętej tafli jeziora, po trzecie to wszystko przez psa. Nie pytajcie dlaczego, tak się jakoś złożyło. Do tego zawsze w takiej sytuacji mam w głowie ten utwór Komedy.  A że na Warmii jest po czym stąpać, w samym Olsztynie jest przecież piętnaście różnych akwenów wodnych, więc voilà. To jezioro ma powierzchnię 22 ha, objętość 1406 tys m³ oraz głębokość 26 m. Jego zamarzniętą taflę przeszedłem wzdłuż i wszerz.
Zamarznięte jeziora to nic w porównaniu ze skutym lodem Bałtykiem. Z kronik z przełomu XV i XVI wieku dowiadujemy się o podróżach po bałtyckim morzu. W XV wieku z Gdańska do Lubeki można było dojechać konno po skutej lodem tafli, niewiele później ludzie wyprawiali się na Hel. Krążą opowieści o karczmach, które powstawały na lodzie i dawały podróżnym czas na odpoczynek.  
W książce Wyjątki ze źródeł historycznych o nadzwyczajnych zjawiskach hydrologiczno-meteorologicznych na ziemiach polskich w wiekach od X do XVI czytamy, że dawny kronikarz w 1423 roku, relacjonuje wyprawę saniami z Gdańska na wyspy duńskie. W tym samym roku możliwe były podobno przeprawy po lodzie z Prus do Lubeki oraz z Meklemburgii do Danii. Mroźna zima dała się we znaki również w latach 1708-1709. Andrzej Chryzostom Załuski zanotował: Morze Bałtyckie jak tylko okiem nawet uzbrojonem dosięgnąć można było, do dnia 8 kwietnia, grubym lodem było pokryte. Znane były też podróże z Rewla w Inflantach, położonego na południowym brzegu Zatoki Fińskiej, do Szwecji oraz Danii. Tyle historii z przymrużeniem oka. I oby luty mrozem trzymał, bo inaczej: Gdy ciepło w lutym, zimno w marcu bywa, długo trwa zima, to jest prawda niewątpliwa.
W tym tygodniu polecam: