Żyję, tylko co to za życie – mawiała moja babcia.
Luty przemknął niepostrzeżenie, zima kończy bieg, a w powietrzu jest wyczuwalne już to coś, coś co zwiastuje wiosnę. Przepraszam, nie odzywałem się i unikałem ludzi. To taka niewinna mizantropia, poszukiwanie ciszy i spokoju. Bo czasami choroba powala z nóg, a wtedy to już tylko pozostaje samotność. Zatem niech będzie ona nad warmińskim jeziorem, pełna uroku, taką wolę, tu biorę wolne od życia.