Kobry nie oglądali, Dynastii chyba też nie, zatem to wieś bezludna? Daję słowo, spędziłem w Małdytach trzy godziny i nie spotkałem żywej duszy. Dworzec dął bezdenną ciszą, ulice puste, sklepy zamknięte. A przepraszam, przemknął Gryf do Szczecina 13:44.
We wsi jest kościół, ośrodek zdrowia, piekarnia, kiosk, kilka sklepów
spożywczych, lumpeks, szkoła i plac zabaw. Każde wyjście z domu urasta
do rangi wielkiego wydarzenia. – Ja, która kiedyś miałam kilka spotkań
dziennie z ważnymi klientami, teraz zastanawiam się, w co się ubrać idąc
po mleko do sklepu. I przejmuję się, bo ktoś krzywo na mnie spojrzał. Jak ktoś przejdzie ulicą, od razu rozlega się szczekanie psów. – przeczytałem w jakimś reportażu. Można nawiązać? A jakże, sam kiedyś chciałem zamieszkać na wsi.
Małdyty swój byt zawdzięczają G. Steenke. W trakcie prac przy budowie Kanału Elbląskiego (Kanału Oberlendzkiego; Oberlandia – Prusy Górne) obniżono lustro wody jeziora Sambród, co umożliwiło rozwój
osadnictwa na uzyskanym terenie i rozbudowę komunikacji wodnej, drogowej i
kolejowej.
Na ulicach cichosza... Na dnie jeziora w wyniku obniżenia lustra wody o 5,5 m znalazła swą lokalizację stacja kolejowa Małdyty. Wzdłuż wschodniego brzegu jeziora biegnie linia kolejowa (trasa Olsztyn-Gdańsk). Na pierwszy plan wysuwa się wieża ciśnień. Wieże wodne zwane wieżami ciśnień przez ponad 100 lat były nierozerwalnie związane z
krajobrazem kolejowym. Lokomotywy parowe miały ogromne zapotrzebowanie na wodę, które rosło wraz ze zwiększaniem mocy tych maszyn. Poniżej kolejowa wieża wodna z podwójnym zbiornikiem z przełomu XIX i XX wieku na stacji Małdyty.
Nieco dalej znajduje się rezerwat torfowiskowy Zielony Mechacz, ze stanowiskiem maliny moroszki – cokolwiek by to nie znaczyło.
I to tyle doznań na dziś. Bywajcie.