Przy wyjeździe z Olsztyna zaczęło sypać. Śnieg padał tak mocno, że zatrzymałem się na trzy kwadranse. Pomyślałem o prawdziwej zimie, zimie jak z mojego dzieciństwa, o lepionych po lekcjach bałwanach, zmarzniętym nosie i rękach ogrzewanych po przyjściu do domu na parzącym kaloryferze. Lubiłem pić wtedy gorące kakao oraz jeść gofry w kształcie serc z czarnej jak węgiel, żeliwnej gofrownicy z początków XX wieku, którą sprezentowała nam moja babcia. Owa goferka była przystosowana do kuchni węglowych, ale i na tych gazowych sprawdzała się nieźle, pomijając wycieki oleju oraz jej toporność. Do smarowania powierzchni przydawało się śnieżnobiałe gęsie pióro. I nie były potrzebne żadne dżemy, wystarczył waniliowy cukier puder... W radiu szybka muzyka, później rozmowa o niby ważnych sprawach, na drodze powolny przemarsz białych samochodów, które przecierają nitkę drogi, a w głowie kłębiące się wspomnienia. Czas wrócić na ziemię...
Ruszyłem dalej. Zamierzony cel, mazurskie Galiny, tak blisko przy granicy z moją Warmią, a niedaleko Rosja i Kaliningrad, który być może odwiedzę w tym roku. Radio podało właśnie informację o wypadku i zablokowanej drodze z proponowanym objazdem w moim kierunku przez Jeziorany. Zatem po kilkunastu miesiącach odwiedzę dawny Zybork (niem. Seeburg) położony nad rzeką Symsarną, która uchodzi do Łyny w Lidzbarku Warmińskim. W Jezioranach, nad jarem Symsarny, do XVIII w. wznosił się zamek biskupów warmińskich. Dziś pozostały tylko resztki piwnic zamku oraz gotyckich murów miejskich. Myślę sobie, że to jednak wspaniała podróż, podróż po jednym z lepiej
zaprojektowanych państw cywilizowanej Europy, do tego było to państwo teokratyczne, Warmia biskupów. Zamki, kościoły, kamienice, rzeka i obronne mury miejskie. A wszystko to w miastach oddalonych od siebie o 15-20 km. Z opowieści rodzinnych pamiętam, że we wtorki moja babcia jeździła do Jezioran po naftę do lampy, przy okazji kupowała kawę zbożową, zapałki i sprzedawała u kuśnierza krecie futerka, które pieczołowicie obrabiał dziadek. Czasami jeździła też na targ do Lidzbarka Warmińskiego, do którego docierał pociąg. Dziś po tym środku transportu nie zostało już nic. Pisałem o tym kilka lat temu, polecam uwadze.
Przestało padać. Przy lokalnej trasie białe lasy, w oddali gospodarstwa, które wyznacza czerń poniemieckich, ogromnych stodół, za zakrętem zasypana kapliczka, dookoła zaśnieżone pola, wiekowe drzewa rosnące przy drodze i widoczna już z oddali wieża kościoła. Zatem zapraszam na chwilę do Jezioran, miasta, po którym stąpała moja babcia, dziś przecież jej święto.