Zamarznięte jeziora to nic w porównaniu ze skutym lodem Bałtykiem. Z kronik z przełomu XV i XVI wieku dowiadujemy się o podróżach po
bałtyckim morzu. W XV wieku z Gdańska do Lubeki można było dojechać
konno po skutej lodem tafli, niewiele później ludzie wyprawiali
się na Hel. Krążą opowieści o karczmach, które powstawały na lodzie i
dawały podróżnym czas na odpoczynek.
W książce Wyjątki ze źródeł historycznych o
nadzwyczajnych zjawiskach hydrologiczno-meteorologicznych na ziemiach
polskich w wiekach od X do XVI czytamy, że dawny kronikarz w 1423 roku, relacjonuje wyprawę saniami z Gdańska na wyspy duńskie. W tym samym roku możliwe były podobno przeprawy po lodzie z Prus do Lubeki oraz z Meklemburgii do Danii. Mroźna zima dała się we znaki również w latach 1708-1709. Andrzej Chryzostom Załuski zanotował: Morze Bałtyckie jak tylko okiem nawet uzbrojonem dosięgnąć można było, do dnia 8 kwietnia, grubym lodem było pokryte. Znane były też podróże z Rewla w Inflantach, położonego na południowym brzegu Zatoki Fińskiej, do Szwecji oraz Danii. Tyle historii z przymrużeniem oka. I oby luty mrozem trzymał, bo inaczej: Gdy ciepło w lutym, zimno w marcu bywa, długo trwa zima, to jest prawda niewątpliwa.