Zima trzyma | Maraton z "Daleko od miasta" i Blanki, Stare Kawkowo, Jeziorany na Warmii
Idzie odwilż, będzie znośniej. Ale na tę chwilę zapraszam na spacer wzdłuż brzegów jeziora Ukiel w Olsztynie. Piękne miejsce, które bardzo lubię o tej porze roku. Na deser warmiński akcent w programie "Daleko od miasta". Szukajcie w sobie odwagi, rzucajcie wszystko i uciekajcie z miasta na wieś. Po relacjach bohaterów programu zauważam, że warto.
To opowieść o życiu "tych odważnych, którzy zrezygnowali ze sklepów dostępnych na
wyciągnięcie ręki, knajp, które dostarczają jedzenie pod same drzwi, z
wielkomiejskiego szumu i tempa życia? Czy ich życie jest dziś lżejsze i
spokojniejsze? Czy naprawdę znaleźli to wymarzone miejsce na ziemi i
kawałek własnego nieba? Czym się dziś zajmują i z czego musieli
zrezygnować?" O tym, jak się żyje daleko od miasta, opowiadają
bohaterowie programu.
Blanki koło Lidzbarka Warmińskiego i Siedlisko Blanki.
U nas, na szczęście,śnieg pojawia się i znika, więc nie ma wielkiego z nim problemu. Na pewno tyle śniegu, ile jest na Twoim jeziorze, nie ma w całej Polsce. Na kanale Domo+ kilka razy oglądałam "Daleko od miasta", ale wolę oglądać angielską "Ucieczkę na wieś". Też chętnie bym się wyprowadziła na wieś i z rozczuleniem wspominam piękną wieś, w której się urodziłam i wychowałam. Serdecznie pozdrawiam.
Na pewno życie wśród przyrody jest cudowne i znakomite dla zdrowia szczególnie psychicznego. Tyle tylko, ze oprócz samochodu i zdrowia,które pozwoli na prowadzenie pojazdu, trzeba być sprawnym w pełni. W odludnych miejscach nie ma lekarza, apteki i pogotowia ratunkowego. Zdjęcia są przepiękne, pozdrawiam :)
Moi rodzice wyprowadzili się z dużego miasta (500 tys. mieszkańców) na wieś. Mają piękny dom z wielkim ogrodem i mieszkają tam od jakichś 15 lat. Owszem, nie ma cieplika, więc ciepła woda to kwestia ogrzania. Nie wygląda to jednak tak, że trzeba pójść narąbać drwa do lasu, a węgiel ukraść z nasypu kolejowego - są nowoczesne rozwiązania (np. piece, które uzupełnia się ekogroszkiem raz na tydzień czy dwa, piece olejowe, którymi steruje się przy pomocy komputera, bez brudzenia sobie rąk). U moich rodziców nie ma takiej opcji, że sąsiad wpycha się z "flaszeczką" w zabłoconych buciorach. Ludzie są dla siebie grzeczni, mówią sobie "dzień dobry" i nie zatruwają sobie życia. Nie zauważyłam powszechnego plucia flegmą, niemycia się i innych tego typu przyjemności. By zrobić zakupy, nie trzeba wstać o 5 rano i jechać na wozie zaprzężonym w konie na targowisko, by kupić trochę smalcu i cebuli. Co do diety, u mojej mamy gotuje się tak jak np. w moim "miastowym" domu. Jada się pasty, sałaty, ale - UWAGA - czasem gotuje się również wieśniackiego kotleta (!) Zaskoczę Cię, ale na półkach stoją książki, które się czyta! Śledzi się kino, ogląda ciekawe filmy, a wieczorami jeździ się na basen, siłownię czy masaż i gra z sąsiadami w siatkówkę. Wyobrażasz sobie!?
Jestem teraz na etapie wyprowadzki z blokowiska we wspomnianym powyżej mieście (< 500 tys. mieszkańców). Po 12 latach życia w wieżowcu, mam tylko jedną obserwację: im bardziej komuś wydaje się, że ludzie ze wsi to buraki, a ludzie mieszkający w mieście to jakaś wyższa półka, tym większym "wieśniakiem" jest ten, kto tak uważa. Przez te wszystkie lata doświadczyłam tego plucia pod nogi, picia pod sklepem przez sąsiadów, awantur, dewastacji i innych patologicznych zachowań. Ludzie, z którymi żyłam na piętrze byli niesłychanie wścibscy i próbowali za wszelką cenę dowiedzieć się, co się u mnie dzieje. Wiele razy widziałam pijanych sąsiadów, w ubraniach sprzed tygodnia - okazuje się, że stały dostęp do ciepłej wody nie gwarantuje regularnego mycia się i prania. Wszyscy moi przyjaciele pochodzą z dużych miast. Choć bardzo ich lubię, wiele razy doświadczyłam burackich akcji: np. kilka miesięcy temu zorganizowaliśmy z mężem imprezę. Jeden z kolegów, prawnik z Warszawy, przyniósł wódkę, którą włożył do zamrażarki, a wychodząc z imprezy, wyjął ją i zabrał z powrotem do domu. Oczywiście wszystko w pięknym wełnianym płaszczu za 1000 zł i butach za 700 zł (nie omieszkał wszystkim powiedzieć, ile za nie zapłacił). To tylko najświeższy przykład, ale mogłabym je mnożyć (niestety). Myślę, że to nie miejsce zamieszkania świadczy o człowieku.
Dziękuję za wyczerpujący komentarz. Każdy ma inne priorytety w życiu. Też myślę o jakimś podmiejskim domku, może nawet bardziej wiejskim, jednak myśl dojazdu do pracy, docierania dzieci do szkół w mieście trochę rozwiewa te moje plany. Oczywiście, że wiele da się pogodzić. Jednak 60 metrów w centrum jest obecnie moim światem i tak musi zostać, a wieś preferuję latem. A prawdą jest, że dziś domy wiejskie wyglądają znaczniej ciekawiej niż mieszkania np. w przedwojennych kamienicach. Podziwiam bohaterów powyższych programów za odwagę, bo wiem jak sprawnym i mobilnym trzeba być na tych terenach, gdzie często nie ma dojazdu innego niż własne auto, gdzie nie odśnieża się dróg, ale rozumiem, że za tym idzie też jakiś kapitał i moda na agroturystykę. Ludzi nie wychowamy, wszystko zależy od nas, wypada otaczać się tylko tymi dobrymi osobami i unikać takich "wełniaków" :) Pozdrawiam
U nas, na szczęście,śnieg pojawia się i znika, więc nie ma wielkiego z nim problemu.
OdpowiedzUsuńNa pewno tyle śniegu, ile jest na Twoim jeziorze, nie ma w całej Polsce.
Na kanale Domo+ kilka razy oglądałam "Daleko od miasta", ale wolę oglądać angielską "Ucieczkę na wieś". Też chętnie bym się wyprowadziła na wieś i z rozczuleniem wspominam piękną wieś, w której się urodziłam i wychowałam.
Serdecznie pozdrawiam.
"Ucieczka na wieś" i u mnie się pojawia, pomarzyć zawsze można :) Pozdrawiam
UsuńNa pewno życie wśród przyrody jest cudowne i znakomite dla zdrowia szczególnie psychicznego. Tyle tylko, ze oprócz samochodu i zdrowia,które pozwoli na prowadzenie pojazdu, trzeba być sprawnym w pełni. W odludnych miejscach nie ma lekarza, apteki i pogotowia ratunkowego.
OdpowiedzUsuńZdjęcia są przepiękne, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMoi rodzice wyprowadzili się z dużego miasta (500 tys. mieszkańców) na wieś. Mają piękny dom z wielkim ogrodem i mieszkają tam od jakichś 15 lat. Owszem, nie ma cieplika, więc ciepła woda to kwestia ogrzania. Nie wygląda to jednak tak, że trzeba pójść narąbać drwa do lasu, a węgiel ukraść z nasypu kolejowego - są nowoczesne rozwiązania (np. piece, które uzupełnia się ekogroszkiem raz na tydzień czy dwa, piece olejowe, którymi steruje się przy pomocy komputera, bez brudzenia sobie rąk). U moich rodziców nie ma takiej opcji, że sąsiad wpycha się z "flaszeczką" w zabłoconych buciorach. Ludzie są dla siebie grzeczni, mówią sobie "dzień dobry" i nie zatruwają sobie życia. Nie zauważyłam powszechnego plucia flegmą, niemycia się i innych tego typu przyjemności. By zrobić zakupy, nie trzeba wstać o 5 rano i jechać na wozie zaprzężonym w konie na targowisko, by kupić trochę smalcu i cebuli. Co do diety, u mojej mamy gotuje się tak jak np. w moim "miastowym" domu. Jada się pasty, sałaty, ale - UWAGA - czasem gotuje się również wieśniackiego kotleta (!) Zaskoczę Cię, ale na półkach stoją książki, które się czyta! Śledzi się kino, ogląda ciekawe filmy, a wieczorami jeździ się na basen, siłownię czy masaż i gra z sąsiadami w siatkówkę. Wyobrażasz sobie!?
Jestem teraz na etapie wyprowadzki z blokowiska we wspomnianym powyżej mieście (< 500 tys. mieszkańców). Po 12 latach życia w wieżowcu, mam tylko jedną obserwację: im bardziej komuś wydaje się, że ludzie ze wsi to buraki, a ludzie mieszkający w mieście to jakaś wyższa półka, tym większym "wieśniakiem" jest ten, kto tak uważa. Przez te wszystkie lata doświadczyłam tego plucia pod nogi, picia pod sklepem przez sąsiadów, awantur, dewastacji i innych patologicznych zachowań. Ludzie, z którymi żyłam na piętrze byli niesłychanie wścibscy i próbowali za wszelką cenę dowiedzieć się, co się u mnie dzieje. Wiele razy widziałam pijanych sąsiadów, w ubraniach sprzed tygodnia - okazuje się, że stały dostęp do ciepłej wody nie gwarantuje regularnego mycia się i prania. Wszyscy moi przyjaciele pochodzą z dużych miast. Choć bardzo ich lubię, wiele razy doświadczyłam burackich akcji: np. kilka miesięcy temu zorganizowaliśmy z mężem imprezę. Jeden z kolegów, prawnik z Warszawy, przyniósł wódkę, którą włożył do zamrażarki, a wychodząc z imprezy, wyjął ją i zabrał z powrotem do domu. Oczywiście wszystko w pięknym wełnianym płaszczu za 1000 zł i butach za 700 zł (nie omieszkał wszystkim powiedzieć, ile za nie zapłacił). To tylko najświeższy przykład, ale mogłabym je mnożyć (niestety).
Myślę, że to nie miejsce zamieszkania świadczy o człowieku.
Dziękuję za wyczerpujący komentarz.
OdpowiedzUsuńKażdy ma inne priorytety w życiu. Też myślę o jakimś podmiejskim domku, może nawet bardziej wiejskim, jednak myśl dojazdu do pracy, docierania dzieci do szkół w mieście trochę rozwiewa te moje plany. Oczywiście, że wiele da się pogodzić. Jednak 60 metrów w centrum jest obecnie moim światem i tak musi zostać, a wieś preferuję latem. A prawdą jest, że dziś domy wiejskie wyglądają znaczniej ciekawiej niż mieszkania np. w przedwojennych kamienicach.
Podziwiam bohaterów powyższych programów za odwagę, bo wiem jak sprawnym i mobilnym trzeba być na tych terenach, gdzie często nie ma dojazdu innego niż własne auto, gdzie nie odśnieża się dróg, ale rozumiem, że za tym idzie też jakiś kapitał i moda na agroturystykę.
Ludzi nie wychowamy, wszystko zależy od nas, wypada otaczać się tylko tymi dobrymi osobami i unikać takich "wełniaków" :) Pozdrawiam